8. urodziny Prestige MJM: Apetyt rośnie w miarę jedzenia!

28 listopada 2016

Wywiad z Januszem Stefańskim, Mateuszem Pawlickim oraz Markiem Kurzawą – współwłaścicielami agencji koncertowej Prestige MJM, z okazji 8. urodzin istnienia firmy.

 

Agencja Prestige MJM obchodzi właśnie swoje 8. urodziny, mając na koncie organizację blisko 50. koncertów gwiazd światowej sceny. Jak zrodził się pomysł założenia firmy?

 

Janusz Stefański: Pomysł zrodził się przede wszystkim z wielkiej pasji do organizacji wydarzeń na ogromną skalę, początkowo zrodzonej przy okazji imprez sportowych. Trzeba jasno przyznać, że w tamtych czasach nie mieliśmy niemalże żadnej wiedzy dotyczącej międzynarodowej branży muzycznej, a jej specyfikę odkrywaliśmy krok po kroku. Z uwagi na fakt, że jest to świat niezwykle hermetyczny i funkcjonujący na zupełnie innych zasadach niż w Polsce, stanęliśmy wówczas przed ogromnym wyzwaniem, a zarazem przygodą życia.

 

Mateusz Pawlicki: Największym wyzwaniem na tamtym etapie było przyjęcie zupełnie nowych "zasad gry", które na Zachodzie dużo bardziej opierają się o zaufanie i umowy ustne. Zakładając firmę w Ostrowie Wielkopolskim zderzyliśmy się nagle ze światem o niemalże nieograniczonych możliwościach finansowych, który niekoniecznie widział potrzebę formalizowania każdego etapu ustaleń na piśmie. Przestawienie myślenia na ten tryb było dla nas krokiem milowym do zrozumienia zasad tej branży. Startując z pozycji początkującego promotora musieliśmy być także gotowi na pewne wyzwania, które miały na celu sprawdzenie naszej wiarygodności i pozycji na rynku przez managementy wielkich gwiazd.

 

 

Co Waszym zdaniem należy do największych, dotychczasowych osiągnięć firmy?

 

Marek Kurzawa: Bez wątpienia to, że udało nam się dotychczas zorganizować blisko 50. koncertów naprawdę dużych gwiazd, spełniając tym samym marzenia setek tysięcy polskich fanów. Justin Timberlake, Jennifer Lopez, Justin Bieber, Rod Stewart czy Elton John to nazwiska, które na stałe wpisały się już w historię współczesnej muzyki popularnej. Zorganizowane przez nas koncerty tych artystów to więc już część historii największych muzycznych wydarzeń w Polsce.

 

Janusz Stefański: Warto podkreślić, że wiele z tych gwiazd to właśnie na nasze zaproszenie po raz pierwszy odwiedziło Polskę, co jest szczególnym powodem do dumy. Jennifer Lopez, Michael Buble, Justin Bieber, Bon Jovi,  Justin Timberlake, Dave Matthews Band, Il Divo, czy Avicii to tylko wybrani z nich.

 

Mateusz Pawlicki: Sukcesem jest również to, że zorganizowane przez nas koncerty odbyły się dotychczas w największych i najbardziej nowoczesnych obiektach koncertowych aż 14 polskich miast, a pole naszego „oddziaływania” ciągle rośnie (śmiech).

 

 

W ciągu tak wielu lat intensywnej pracy z gwiazdami na pewno udało się zebrać pokaźną kolekcję anegdot i niezapomnianych momentów. Które z nich wspominacie najbardziej?

 

Marek Kurzawa: Nigdy nie zapomnę przede wszystkim koncertu Guns N' Roses w Rybniku, gdy pełen stadion fanów w zniecierpliwieniu oczekiwał na pojawienie się Axla Rose’a na scenie. Znany z zamiłowania do dobrej zabawy legendarny frontman kazał na siebie czekać fanom oraz swoim kolegom z zespołu aż 2 godziny 15 minut. Z każdą kolejną informacją o tym, że wokalista właśnie postanowił zjeść w hotelu kolację z przyjaciółkami lub udać się do sauny, przybywało nam siwych włosów na głowie. Na szczęście, Axl ostatecznie pojawił się na scenie, a rybnicki koncert Gunsów przeszedł do historii jako fantastyczne show!

 

Mateusz Pawlicki: Dosyć zabawnym i zapadającym w pamięć momentem było sprzątanie po  koncercie Backstreet Boys, gdy okazało się, że w przestrzeni oddzielającej strefę Golden Circle od sceny znalazła się… cała sterta damskiej bielizny, którą w trakcie koncertu fanki entuzjastycznie rzucały w stronę boysbandu. To był jeden z takich momentów, który uzmysłowił nam skalę emocji, jaka w tej branży niekiedy sięga zenitu.

 

Janusz Stefański: Dla mnie prywatnie chyba najważniejszym momentem był koncert Eltona Johna. Pod koniec występu, gdy artysta zaczął rozdawać autografy na scenę wdrapała się moja pięcioletnia córeczka – Lenka. Bez wahania podbiegła do Eltona Johna i poprosiła o podpisy na dwóch biletach. Artysta – pomimo, iż był zaskoczony – nie tylko jej nie odmówił, ale po złożeniu autografów wziął na kolana i pocałował. Nieco innym, niezwykle wzruszającym momentem był też widok Jennifer Lopez, która wraz ze swoją ekipą odmawiała modlitwę tuż przed wyjściem na scenę, proszącej w niezwykłym skupieniu o udany występ.

 

Przez te 8 lat udało się Wam nawiązać wiele cennych relacji biznesowych oraz, jak wspomnieliście, zorganizować koncerty w niemalże każdym zakątku kraju. Mimo tego Wasza firma niezmiennie mieści się w Ostrowie Wielkopolskim. Wiele osób pewnie zastanawia się, dlaczego?

 

Janusz Stefański: Wbrew pozorom, odpowiedź jest dosyć oczywista. To stąd jesteśmy, tutaj zaczynaliśmy i tutaj czujemy się dobrze. Jak pokazuje czas, wcale nie trzeba mieszkać w Warszawie czy jeszcze większej metropolii, by sięgnąć po showbusiness z najwyższej półki. Można to zrobić także z Ostrowa (śmiech). Prawdziwym wyznacznikiem jest wypracowanie marki. W dobie internetu i relacji opartych przede wszystkim o kontakt mailowy i telefoniczny to, gdzie się mieszka, ma drugorzędne znaczenie.

 

Marek Kurzawa: Co oczywiście nie oznacza, że nie mamy w planach ekspansji (śmiech). Ale na tym etapie, nie chcemy jeszcze ich zdradzać.

 

Mateusz Pawlicki: Ochota i pomysły na nowe projekty rzeczywiście rosną w nas z roku na rok. Każdy koncert gwarantuje nowe doznania, poznawanie fantastycznych ludzi. W tej branży nie sposób się nudzić, a apetyt rośnie w miarę jedzenia! 

 

Galeria